JUSTIN
Wszedłem
luźnym, obojętnym krokiem do baru, w którym umówiłem się ze swoimi kumplami.
Mieliśmy do obgadania jedną rzecz, a pogoda na zewnątrz nie umożliwiała nam
spotkania się w plenerze. Wiatr wył, wielkie krople deszczu bębniły o parapety,
a przez niską temperaturę wszyscy dostawali gęsiej skórki. Nienawidzę jesieni.
Stanąłem na środku i rozglądnąłem się szukając wzrokiem znajomych twarzy. O
dziwo było tu mnóstwo osób z naszej szkoły, ale znalezienie trójki idiotów nie
jest takie trudne. Siedzieli przy większym stoliku ustawionym pod ścianą.
Ruszyłem w ich kierunku rozglądając się na boki, było tu kilka naprawdę fajnych
lasek. Niektóre znałem ze szkoły, inne widziałem po raz pierwszy w życiu.
-
Siema - rzuciłem od niechcenia przepychając się do miejsca pod ścianą.
- O
mój Boże! - krzyknął Ryan teatralnie zasłaniając usta dłonią i robiąc wielkie
oczy. - Tylko pół godziny spóźnienia! Bieber czy ty się dobrze czujesz
kochanieńki? - zacmokał wyciągając w moim kierunku dłoń, którą strąciłem nim
dotknęła mojego czoła. Wszyscy zaczęliśmy się śmiać. Nie jestem zbyt
punktualny, to prawda. Zazwyczaj za późno orientuję się, że pora się zbierać i
to wszystko przez to. Dzisiaj jednak byłem spóźniony, bo w końcu mogłem odebrać
swoją ukochaną. Śniący czystością samochód stał na parkingu przed barem, a ja
czułem się dumny, że w końcu go odzyskałem. Pewnie pojawiłbym się szybciej
gdyby któryś z tych idiotów, a już szczególnie mój brat podwieźliby mnie pod
warsztat. Ale po co! Radź sobie sam
Justin! Alex tłumiąc śmiech podsunął przede mnie piwo, które zdążyło się
już trochę ogrzać. Z nieufnością spojrzałem na każdego z chłopaków, a potem
uniosłem szklane naczynie dokładnie sprawdzając konsystencje napoju i jego
zapach. Wydawało mi się, że jest w porządku, więc pociągnąłem sporego łyka.
- Masz
to o co cię prosiłem? - spytałem Ryana, który uśmiechnął się szeroko.
- Mam
- skinął głową. - Nie wyciągajmy tego tutaj, bo jest za dużo osób.
-
Czyli wtorek dalej jest aktualny? - odezwał się Alex.
-
Tak. Musimy mieć tylko jakieś - przerwałem unosząc do góry palce i robiąc w
powietrzu znak cudzysłowia, - alibi.
Wszyscy będą mówić, że to my, ale będziemy potrzebować jakiejś przykrywki. Po
ostatnich akcjach, jak spytanie nauczyciela o zapalniczkę - mówiąc to
przeniosłem spojrzenie na swojego bezmózgiego brata, - czy po tym jak wlaliśmy
barwnik do basenu są na nas bardziej wyczuleni.
-
Mogą nas zawiesić albo wyrzucić.
-
Raczej to drugie - upiłem kolejny łyk piwa, które nie smakowało zbyt dobrze. -
A jak znowu mnie wywalą to mama się wścieknie - dodałem. Na tym świecie było
tylko kilka osób, które miały na mnie jakiś wpływ. Jedną z nich była Pattie,
moja mama. Kobieta, która robiła dla mnie i dla mojego brata wszystko.
Niektórzy mogliby powiedzieć, że jej nie szanuję skoro ciągle pakuję się w
jakieś kłopoty ale to nie jest tak. Ja po prostu chcę się bawić i mieć jakieś
wspomnienia.
Nasz
plan był prosty, wręcz banalny ale potrzebowałem do tego pewnej rzeczy, którą
miał ze sobą Ryan. Może to amatorszczyzna ale gdy tylko wpadło mi to do głowy
wiedziałem, że będę musiał to zrealizować. Skończyliśmy ten temat i
rozpoczęliśmy dyskusję o ostatnim meczu, który nasza ulubiona drużyna
przegrała. Jedliśmy zimne frytki, a ja coraz bardziej się nudziłem. Omiotłem
spojrzeniem pomieszczenie i aż się we mnie zagotowało. Przy jednym stoliku
siedział chłopak, którego z chęcią pozbawiłbym zębów. Znałem go od wielu lat i
szczerze nienawidziłem. Nawet nie próbowałem tego kryć i z wzajemnością. Walker
był tym typem człowieka, który działał mi na nerwy samym tym, że po prostu był.
Że oddychał w tym samym pomieszczeniu i, że żył na tym samym skrawku ziemi co
ja. Siedział z jakimś innym debilem i jedną dziewczyną, której nie znałem i
szczerze mówiąc nie zamierzałem poznawać. Wyluzuj Justin, podpowiedział głos w
mojej głowie. Wziąłem głęboki oddech i złapałem za ostatnią frytkę leżącą na
małym tekturowym talerzyku, a następnie rzuciłem nią w kierunku Alexa. Z
precyzją uderzyła o jego policzek i stoczyła się na ziemię.
-
Frajerze! Jestem głodny a ty mi zmarnowałeś ostatnią fryteczkę - udając, że łka
otarł z obrzydzeniem twarz. Poczułem jak jego pięść zderza się z moim ramieniem
i od razu parsknąłem śmiechem.
-
Bijesz jak baba - skomentowałem czując jak uczucie nienawiści odpływa.
-
Kupujesz mi za to piwo!
Alex
uwielbiał zachowywać się jak dziecko. Myślę, że to skutek przebywania z moim
bratem, który jest... ćwierć-mózgiem. Wywróciłem oczami wiedząc, że czarnowłosy
nie odpuści, a moja ręka wystrzeliła w górę.
- Te!
Kelnerzyk! - krzyknąłem z lekceważeniem patrząc w kierunku baru. Prawdę mówiąc
nie mam zbyt wielu znajomych, to znaczy mam, ale to bardziej banda, która
zaprasza mnie na imprezy. Bądźmy szczerzy, jeśli jest jakaś domówka na której
mnie nie ma to znaczy, że ktoś nie chce się dobrze bawić. Ludzie mnie lubią,
próbują się ze mną zaprzyjaźnić czego nie rozumiem. Dziewczyny do mnie zagadują
wiedząc, że nie mają szans. Czasami odnoszę wrażenie, że myślą, że mogą mnie
zmienić. Wszystkie tak mają. Myślą, że są tymi jedynymi, które zdołają na mnie
wpłynąć. Skoro własna matka, brat i najlepsi przyjaciele nie potrafią tego
zrobić to nie sądzę, żeby jakiejś lasce się to udało.
Mike,
chłopak, który pracował w Green i był jednocześnie synem właścicieli mocno zacisnął
szczękę. On też mnie nie lubił. Widziałem jak wiele kosztuje go, by podejść do
naszego stolika, jego palce mocno zaciśnięte na notesiku niemal pobielały. W
drugiej ręce trzymał ołówek.
- Coś
podać? - uśmiechnął się sztucznie.
-
Przynieś nam po piwie - powiedziałem.
-
Lane czy butelkowane? - spytał patrząc na każdego z nas jak na śmiecia. Nie
miałem pewności czy nie napluje do środka, więc odpowiedziałem, że butelkowane.
Tak przynajmniej unikniemy ewentualnego napicia się jego śliny czy innego
świństwa, które mógłby wrzucić do wysokich szklanek czy kufli.
- Coś
jeszcze? - spytał niby obojętnym tonem, ale widziałem po nim, że powoli traci
nad sobą panowanie.
- Nie
spytasz nas o dowody? - zagadnąłem z uśmieszkiem. Mike wyprostował się i utkwił
we mnie swoje spojrzenie. Chyba myślał, że potrafi zabijać wzrokiem. Efektownie
klepnąłem się w czoło, a potem dziko zachichotałem.
-
Przestań Justin - syknął Ryan. Spojrzałem na niego z uniesionymi brwiami. Każdy
z nas wiedział jaki Mike jest naprawdę, więc dlaczego do cholery miałem go
traktować w specjalny sposób? Był śmieciem, prawie takim śmieciem jak Walker.
-
Więc nie chcecie nic więcej?
- Nie, chcemy tylko piwo - odpowiedział mu Ryan nie odrywając ode mnie
spojrzenia. Gdy poirytowana imitacja kelnera odeszła ja wciąż nie rozumiałem
zachowania swojego przyjaciela.
- Co
do chuja?
-
Odpuść mu - powiedział - jest w pracy, dobrze wiesz, że to jedyne źródło jego
utrzymania, więc uspokój się.
-
Jesteście parą? - zamrugałem powiekami uśmiechając się głupkowato.
- Nie
debilu, nie jesteśmy. Chodzi mi o to, że wiesz jak to jest nie mieć kasy, więc
nie utrudniaj mu pracy. Możesz mu dokuczać i wyzywać go gdzieś indziej.
Pociągnąłem
nosem udając, że zanoszę się płaczem. Przysłoniłem nawet usta ręką i lekko
kręciłem głową.
-
Jesteś wybawicielem! - krzyknąłem łapiąc się za serce. - Oh Ryan!
-
Zamknij się, ludzie patrzą - warknął, a ja, Alex i Jaxon od razu zaczęliśmy się
śmiać.
Minęła
chwila zanim spojrzałem w kierunku baru. Widziałem jak Mike z frustracją rzuca
małym notesikiem, a potem łapie za dwie butelki ustawiając je na tacy z
trzaskiem. Strasznie łatwo można było go wyprowadzić z równowagi, wystarczyło
mu przypomnieć o czymś co kiedyś zrobił. Obserwowałem jak odwraca się twarzą do
zaplecza, unosi wyżej głowę gapiąc się w sufit i bierze kilka głębokich
oddechów. Frajer. Dosłownie pięć sekund później zobaczyłem kogoś, kogo nie
spodziewałem się tu widzieć. Chudziutka istotka podeszła do baru i oparła się
łokciami o jego blat wcześniej odkładając obok siebie tacę z pustymi kuflami. W
mojej głowie pytanie rodziło pytanie. Zastanawiałem się co ona tutaj robi, czy
tu pracuje, czy przyjaźni się z tym imbecylem? Mógłbym udawać i oszukiwać, że
nie pamiętam jej imienia ale to byłoby kłamstwo. Pamiętam. Z tym, że minęło już
trochę czasu odkąd ze sobą rozmawialiśmy. Przestałem jej mówić cześć, a gdy ona pierwsza się witała
wolałem to ignorować albo tylko lekko się uśmiechać. Po dwóch dniach i ona przestała
się odzywać. To nie było zbyt grzeczne z mojej strony, ale nie chciałem kontynuować
tej znajomości. Czułem się zażenowany od tej sytuacji w Wesołym Miasteczku,
chociaż potem zrobiło się naprawdę miło. A raczej było miło, źle, miło.
Poleciała mi krew z nosa jak ostatniej ofierze. Nerwowo poprawiłem się na swoim
miejscu. Prawdę mówiąc czasami łapałem się na tym, że na nią patrzę i łapałem
też ją na tym, że się na mnie patrzy. Nie dziwiło mnie to, bo wiele dziewczyn
wlepia we mnie oczy, ale ona robiła to delikatniej. Polubiłem ją. Faye była
nieśmiała, delikatna i troszkę zagubiona. Tak mi się wydawało. Nie chciałem
jednak kontynuować tej znajomości, nie na tym poziomie na którym ona by
chciała. Nie jestem głupi, wiem, że i ona mnie polubiła. Ba, lubiła mnie nim
tak naprawdę się poznaliśmy. Dlatego lepiej było się odsunąć i nie robić jej
nadziei. Jakaś część mnie wiedziała, że trochę za późno zacząłem się wycofywać,
bo niepotrzebnie upewniałem się, że wróciła po tamtym pamiętnym piątku do domu.
I niepotrzebnie pojechałem za nią, niepotrzebnie usiadłem z nią na jednej
kolejce i niepotrzebnie... cholera, wszystko robiłem nie tak! Skarciłem się w
myślach, a potem pomyślałem, że lepiej późno niż wcale. Nie chciałem jej robić
większej przykrości. Dlaczego? To proste - nie zasługiwała na to, miała zbyt
dobre serce, żeby marnować je na mnie. A wiedziałem, że gdybyśmy się dalej
widywali to zabrnęłoby dla niej za daleko. Westchnąłem głośno obserwując jak
szatynka czeka na to co zrobi jej... znajomy?
Mike
odwrócił się do niej i ustawił kolejne dwa piwa na tacy, podsunął ją pod jej
nos i nie odwracając się w naszą stronę zaczął coś mówić po czym wskazał jej
kierunek. Faye lekko się cofnęła, a potem spojrzała w naszą stronę. Nim
zdążyłem uciec wzrokiem na bok zdążyłem zobaczyć jak zaciska oczy i wykrzywia
się. Nie chciała tu podchodzić. Ignorowała nie tylko mnie, ale moich kumpli
również, a oni w przeciwieństwie do mnie uśmiechali się do niej na korytarzu i
starali się być uprzejmi. Nie podniosłem głowy, ale byłem pewien, że Faye
zmierza do nas ociągając się tak bardzo jak to tylko możliwe.
- O!
Cześć Faye! - krzyknął uradowany Jaxon gapiąc się to na mnie to na nią. Mój
brat jest kretynem.
- Hej
Jaxon - odpowiedziała cicho. Podniosłem na nią spojrzenie, jej dłoń lekko
drżała, gdy postawiła na środku dwa piwa.
-
Pracujesz tu? - zagadnął Ryan.
- Uh,
nie - pokręciła głową wciąż unikając mojego wzroku. To powoli zaczynało mi
działać na nerwy. Nie wiem czemu. Ogólnie zacząłem się czuć dziwnie, moje palce
zesztywniały, ręce zrobiły się zimne. - Mike to mój znajomy i poprosił mnie o
pomoc - wyjaśniła. Gapiłem się na nią czując zniecierpliwienie. Chciałem żeby
na mnie spojrzała. Nie wiem czemu. Po prostu chciałem zobaczyć jej duże
niebieskie oczy wpatrujące się we mnie.
-
Może usiądziesz z nami?
Zapadła
cisza. Przez pierwsze kilka sekund nie docierało do mnie, że to ja zadałem to
pytanie. Poczułem na sobie palące spojrzenia moich kumpli, a także dostrzegłem
ich głupawe uśmieszki. Mam przerąbane przez następny miesiąc! Najważniejsze
było jednak to, że Faye w końcu zwróciła na mnie uwagę. Zmarszczyła nos patrząc
na mnie wielkimi oczami.
- Nie
- odpowiedziała w końcu kręcąc głową. - Nie znam cię - dodała, a ja znowu
poczułem coś dziwnego w sobie - kojarzę, ale nie znam i nie mam w zwyczaju
rozmawiać z obcymi ludźmi, a tym bardziej siedzieć z nimi, gdy ktoś kto ma odrobinkę
szacunku do innych prosi mnie o pomoc.
Wiedziałem,
że była z siebie dumna. Dumna, że wyrzuciła z siebie część żalu, który do mnie
teraz żywiła. Zabrała tackę na której zacisnęła palce i ponownie zaczęła
obserwować wszystkich oprócz mnie. Na jej twarzy pojawił się sztuczny uśmiech,
jeszcze gorszy od tego, który zaserwował nam Mike. Ona wyglądała jakby miała
się zaraz rozpłakać.
-
Chcecie coś jeszcze? - spytała i byłem pewien, że nie tylko ja usłyszałem jak
jej głos łamie się przy ostatnim słowie. Odchrząknęła po chwili jakby próbując
się tego pozbyć, chyba chciała zachować się profesjonalnie.
Ryan,
Alex i Jaxon patrzyli to na mnie to na nią, ale nie wykrztusili nawet słowa.
Czekali na moją reakcję. Wszyscy oczekiwali ode mnie, że coś powiem, że zacznę
się głupio śmiać albo rzucę jakąś kąśliwą uwagą w kierunku Faye. Bo przecież
taki byłem. Nikt nie mógł mnie obrażać w żaden sposób bez otrzymania
odpowiedzi. Ale co miałem zrobić? Faye miała prawo być zła. Była dziewczyną, a
one dość szybko i łatwo biorą do siebie czyny i słowa innych osób nawet jeśli
udają, że wcale tak nie jest.
- Nie
- odpowiedziałem zimnym tonem. Skinęła głową, a następnie odwróciła się na
pięcie. W ciągu krótkiej chwili znalazła się obok innego stolika, a ja nie
mogłem znieść tego, że uśmiechnęła się do
Walkera w tak miły i prawdziwy sposób. Nie obchodzi mnie to, powtarzałem
sobie w myślach. Mój brat wstał ze swojego miejsca i gdzieś poszedł. Ja
natomiast nerwowo złapałem za zimne piwo i pozbyłem się kapsla żeby następnie
wlać w siebie połowę zawartości butelki.
- Czy
ty... - zaczął Alex, miał podejrzanie spokojny i miły ton. - Lubisz ją?
- W
jakim sensie lubię? - warknąłem nawet na niego nie patrząc. Zamilkł, a ja od
razu zrozumiałem o co mu chodzi. Pokręciłem głową z rozbawieniem. Tylko nie
wiedziałem co jest w tym zabawnego, ani dlaczego wciąż czuję się tak dziwnie.
Nie byłem sobą do końca tego wieczoru, siedziałem gapiąc się na kapsle z
naszych piw. Obracałem je w palcach, układałem z nich dziwne wzory szukając w
głowie odpowiedzi na wszystkie swoje pytania. Nie słuchałem o czym mówili moi
kumple, dopiero gdy poczułem, że znowu się na mnie gapią podniosłem głowę i
omiotłem ich krótkim spojrzeniem.
- Co?
-
Jaxon własnie po-
- Nic
- uciął mój brat.
- Co
powiedziałeś? - spytałem unosząc brwi. Byłem ciekaw i liczyłem, że to pomoże mi
się na chwilę oderwać od myśli o pewnej osobie. Osobie, którą jak się okazuje
polubiłem bardziej niż mi się wydawało.
- Nie
będziesz się wkurzał?
-
Nie.
- I
tak będziesz - mruknął Ryan zaczesując włosy do tyłu. - Jaxon podsłuchał jak
Walker mówił, że chce zaprosić twoją dziewczynę na bal.
Zamrugałem
energicznie przenosząc wzrok na stolik przy którym siedział chłopak. Nie było
go. Nerwowo przeszukałem całe pomieszczenie, aż w końcu zobaczyłem go przy
barze. Rozmawiał z Faye, a ona ciągle się śmiała i była lekko zarumieniona.
-
Czekaj - nagle się obudziłem, - powiedziałeś "twoją dziewczynę" -
wskazałem palcem na Ryana. - Ona nie jest moja i nie chcę jej.
- Nie
powiedziałem o jaką dziewczynę chodzi - odparł. Miałem ochotę zetrzeć ten
uśmieszek z jego twarzy. Był z siebie taki zadowolony i dumny, że naprawdę
chciałem mu przywalić. - Ale tak, miałem na myśli Faye - skinął głową, już
chciałem otworzyć usta, kiedy znowu się odezwał. - Nie tłumacz się Bieber my i
tak wiemy już swoje.
Wywróciłem
teatralnie oczami.
- Ona
nie jest moją dziewczyną - powtórzyłem patrząc na nich wszystkich lodowatym
spojrzeniem, - nie chcę jej i nie obchodzi mnie ten głupi bal.
-
Taaa... - mruknął Jaxon i cofnął się widząc, że podnoszę rękę, żeby go uderzyć.
-
Faye jest aktualnie jedyną dziewczyną, która nie wsypałaby cię po wtorkowej
akcji - zauważył Ryan.
-
Zamknij się.
-
Albo była... wnioskując po tym jak się do ciebie odniosła wcześniej.
-
Zamknij się - powtórzyłem.
-
Pomyśl o tym i pogadaj z nią, widzieliśmy jak na ciebie patrzy, więc poproś ją
o to.
- Mam
jej zdradzić nasz plan? - fuknąłem.
- Nie
Justin, masz ją tylko poprosić o przysługę.
- Tak
- wywróciłem oczami - nie odzywałem się do niej przez tyle dni i teraz mam do
niej podejść i poprosić o pomoc? Jesteście śmieszni! Niby jak mam to zrobić?
- To
bardzo proste - powiedzieli niemal równocześnie. Boże zabij ich zanim ja to
zrobię. Alex szczerzył się najbardziej z nich wszystkich i błagałem w myślach,
żeby jednak się nie odzywał.
-
Zaproś ją na bal - powiedział, a ja w tym czasie stuknąłem czołem o blat stołu
nakładając ręce na głowę. Nie zamierzam tam pójść ale wiem, że Alex, Ryan i
Jaxon mają rację, co do tego, że potrzebuję przykrywki, nie tego, że ją lubię
bardziej niż mi się wydaje.
Była
trzecia w nocy, a ja nie potrafiłem zasnąć. Leżałem w swoim łóżku przekręcając
się z boku na bok. Dlaczego nie mogę zasnąć? Dlaczego nie potrafię skupić myśli
na czymś innym? Jęknąłem wiedząc, że nie mam innego wyboru. Moja ręka
zanurkowała pod poduszkę, złapałem swój telefon i przez kolejne czterdzieści
minut zastanawiałem się co napisać. Nie jestem bez serca, więc domyślałem się,
że Faye jest zraniona. A zraniona dziewczyna nie wybacza zbyt łatwo, ale ja jej
potrzebowałem. Musiałem mieć kogoś kto mnie nie zawiedzie we wtorek, a ona
naprawdę nadawała się do tego najlepiej. Czułem jakiś ciężar w swojej klatce
piersiowej, ale w końcu napisałem krótką wiadomość i czym prędzej wcisnąłem
"wyślij" wiedząc, że każda kolejna sekunda zwłoki spowoduje, że nie odpowiem.
Miałem nadzieję, że jej nie obudziłem. Sam wyszedłem z Green po dziesiątej, a w
środku wciąż było pełno ludzi, więc mogłem tylko przypuszczać, że jest
strasznie zmęczona.
Przepraszam Faye. Naprawdę przepraszam.
Wiadomość
dostarczona. Oblizałem nerwowo usta i głośno nabrałem powietrza opadając na
czystą pościel. Poczułem się lepiej, część dziwnych wyrzutów sumienia zniknęła
ale wciąż nie potrafiłem zasnąć. Było po czwartej gdy usłyszałem dźwięk
nadchodzącej wiadomości i na chwilę zapomniałem jak się oddycha... wiedziałem,
że to od niej i domyśliłem się jaką odpowiedź otrzymałem.
Żyję
tylko dlatego, że zdobywam to czego chcę. Za każdym razem.
* * *
~ Jak zobaczyłam ile jest wyświetleń i
komentarzy to prawie się przeżegnałam, omg. Dziękuję Wam!
~ Ten rozdział był na początku z
perspektywy Faye, ale stwierdziłam, że raz na jakiś czas przyda się punkt
widzenia Justina, ale nie chciałam za dużo zdradzać ;>
~ Ale niektóre z Was kombinują i snują
teorię! Nic wam nie powiem, czytajcie to się wszystkiego dowiecie :P
~ Kocham was baaaardzo mocno! I dziękuję
za polecanie i reklamowanie na TT. Pamiętajcie, że ja też z chęcią Was
zareklamuję.
~ Zapraszam TUTAJ! Zapowiada się świetne opowiadanie :)
~ Pamiętajcie, żeby podpisywać się w komentarzach.
~ Pamiętajcie, żeby podpisywać się w komentarzach.
~ Błędy poprawię w wolnej chwili. Do następnego (:!
O M G!!! Twoje opowiadanie jest poprostu najlepsze! Już się nie mogę doczekać kolejnego rozdziału! Bardzo dziękuję za pisanie xx @JustenAkaMyLove
OdpowiedzUsuńSuper rozdział! Czekam na następny :) @misteelly
OdpowiedzUsuńŚWIETNYYYYYYYYYYYYYY!
OdpowiedzUsuńUWIELBIAM TWOJE OPOWIADANIE <3
Justin, wszyscy wiemy, że Faye Ci się podoba! :D
Z niecierpliwością czekam na nn ;)
@luvbiiebah
Uwielbiam < 3
OdpowiedzUsuńJest to jedno z najlepszych opowiadań jakie czytam : 3 !
Do następnego ; *
Aaaaaaaaaaaaaaaaaaa tak długo czekałam na to ,jezu kocham cię dziewczyno <3
OdpowiedzUsuńTo opowiadanie jest niesamowite ;))
Czekam nn :3
@forevermindSWAG
Kocham justina i faye jvrfbdtgnjfde @sylwuniek
OdpowiedzUsuńhbdjniwuajkmm *,* / @young_wild_slow
OdpowiedzUsuńOMG ! musiałaś urwać akurat w tym momęcie :D ja chce już następny ! kiedy będzie nn ?
OdpowiedzUsuń@BadGirlBitches_
Wielbię. Justin ogólnie jest zabawny. Musiałaś skończyć w takim momencie? Nie mogę się doczekać nn, dzięki za info na tt ~~ @aleksandraa984
OdpowiedzUsuńohh, skarbie to jest cudowne... dziękuję ci za to, że to piszesz ;) <3 naprawdę to jest świetne i będę to czytać, dodałam się do obserwujących, ale informuj mnie @bighugwithjb
OdpowiedzUsuńzapraszam na mojego bloga http://the-key-to-your-heart.blogspot.com/ mam nadzieję, że wpadniesz i zostawisz po sobie jakiś ślad xxx
to jest naprawdę niesamowite, nie mogę się doczekać następnego. nie przerywa sie rozdziałów w takim momęcie... - @absuardo
OdpowiedzUsuńŚwietny, strasznie się wciągnęłam *.* /@carolineswaggy
OdpowiedzUsuńboski <3
OdpowiedzUsuńŚwietny , <33
OdpowiedzUsuńKocham to :) jesteś naj najlepsza !!!
OdpowiedzUsuńŚwieeetne! Chcę już nowy! :D
OdpowiedzUsuńrobi sie coraz ciekawej! *-*
OdpowiedzUsuńExtra czekam na nn <3
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny ^^ nasz Jus chyba się zakochuje XDDD
OdpowiedzUsuńczekam na kolejny :**
Rozdział jest genialny! Już nie mogę doczekać się następnego :)
OdpowiedzUsuńto jest takie niesamowite <3 strasznie to uwielbiam :D
OdpowiedzUsuńOla
genialny ♥
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do Libster Award Blog:)
OdpowiedzUsuńWięcej na:
http://adanceismylife.blogspot.com/2013/12/libster-award-blog.html
Alexis :)
<3
OdpowiedzUsuńŚwietny <33
OdpowiedzUsuńKOCHAM <3 czekam na nn ;*
OdpowiedzUsuńSuper . :**
OdpowiedzUsuńCudowny *__* czekam na nn
OdpowiedzUsuńGenialny, cudowny i sama nie wiem jaki jeszce :) <3
OdpowiedzUsuńUwielbiam to opowiadanie głównie dlatego, że jest inne od wszystkich. Piszesz tak fajnie. Co do rozdziału, świetnie napisany. Nie mogę się doczekać kolejnego. Mam nadzieję że Faye tak szybko nie wybaczy Justinowi i on będzie musiał się trochę postarac.
OdpowiedzUsuńOmg cudowny czekam na nastepny oby szybko @biebehl
OdpowiedzUsuńCudowne opowiadanie. Nie mogę doczekać się nastepnego rozdziału ;*
OdpowiedzUsuń@loseXmyself
Dzis wpadlam na to opowiadanie i stwierdzam ze jest swietne. Cudowniw piszesz. Pozdrawiam ~ @justadream97
OdpowiedzUsuńGenialne ♥
OdpowiedzUsuń*.*
OdpowiedzUsuńjeju wspaniałe<3
OdpowiedzUsuńJEJU JEJU JEJU TO JEST ŚWIETNE <# KOCHAM POPROSTU<3333333
OdpowiedzUsuń"Lekcje ciągły się niemiłosiernie" haha Di, mistrzu :D literówka roku
OdpowiedzUsuń"swoje karmelowe tęczówki" hahaha no tak ;>
"Nie jestem bez serca" lubię takie momenty, kiedy taki niby dupek umie się przyznać, że są w nim jeszcze jakieś ludzkie odruchy, chociażby przed samym sobą
"i na chwilę zapomniałem jak się oddycha... wiedziałem, że to od niej i domyśliłem się jaką odpowiedź otrzymałem." <3
"Żyję tylko dlatego, że zdobywam to czego chcę. Za każdym razem." Piękności (y)