czwartek, 5 grudnia 2013

Rozdział siódmy



JUSTIN
Wszedłem luźnym, obojętnym krokiem do baru, w którym umówiłem się ze swoimi kumplami. Mieliśmy do obgadania jedną rzecz, a pogoda na zewnątrz nie umożliwiała nam spotkania się w plenerze. Wiatr wył, wielkie krople deszczu bębniły o parapety, a przez niską temperaturę wszyscy dostawali gęsiej skórki. Nienawidzę jesieni. Stanąłem na środku i rozglądnąłem się szukając wzrokiem znajomych twarzy. O dziwo było tu mnóstwo osób z naszej szkoły, ale znalezienie trójki idiotów nie jest takie trudne. Siedzieli przy większym stoliku ustawionym pod ścianą. Ruszyłem w ich kierunku rozglądając się na boki, było tu kilka naprawdę fajnych lasek. Niektóre znałem ze szkoły, inne widziałem po raz pierwszy w życiu.
- Siema - rzuciłem od niechcenia przepychając się do miejsca pod ścianą.
- O mój Boże! - krzyknął Ryan teatralnie zasłaniając usta dłonią i robiąc wielkie oczy. - Tylko pół godziny spóźnienia! Bieber czy ty się dobrze czujesz kochanieńki? - zacmokał wyciągając w moim kierunku dłoń, którą strąciłem nim dotknęła mojego czoła. Wszyscy zaczęliśmy się śmiać. Nie jestem zbyt punktualny, to prawda. Zazwyczaj za późno orientuję się, że pora się zbierać i to wszystko przez to. Dzisiaj jednak byłem spóźniony, bo w końcu mogłem odebrać swoją ukochaną. Śniący czystością samochód stał na parkingu przed barem, a ja czułem się dumny, że w końcu go odzyskałem. Pewnie pojawiłbym się szybciej gdyby któryś z tych idiotów, a już szczególnie mój brat podwieźliby mnie pod warsztat. Ale po co! Radź sobie sam Justin! Alex tłumiąc śmiech podsunął przede mnie piwo, które zdążyło się już trochę ogrzać. Z nieufnością spojrzałem na każdego z chłopaków, a potem uniosłem szklane naczynie dokładnie sprawdzając konsystencje napoju i jego zapach. Wydawało mi się, że jest w porządku, więc pociągnąłem sporego łyka.
- Masz to o co cię prosiłem? - spytałem Ryana, który uśmiechnął się szeroko.
- Mam - skinął głową. - Nie wyciągajmy tego tutaj, bo jest za dużo osób.
- Czyli wtorek dalej jest aktualny? - odezwał się Alex.
- Tak. Musimy mieć tylko jakieś - przerwałem unosząc do góry palce i robiąc w powietrzu  znak cudzysłowia, - alibi. Wszyscy będą mówić, że to my, ale będziemy potrzebować jakiejś przykrywki. Po ostatnich akcjach, jak spytanie nauczyciela o zapalniczkę - mówiąc to przeniosłem spojrzenie na swojego bezmózgiego brata, - czy po tym jak wlaliśmy barwnik do basenu są na nas bardziej wyczuleni.
- Mogą nas zawiesić albo wyrzucić.
- Raczej to drugie - upiłem kolejny łyk piwa, które nie smakowało zbyt dobrze. - A jak znowu mnie wywalą to mama się wścieknie - dodałem. Na tym świecie było tylko kilka osób, które miały na mnie jakiś wpływ. Jedną z nich była Pattie, moja mama. Kobieta, która robiła dla mnie i dla mojego brata wszystko. Niektórzy mogliby powiedzieć, że jej nie szanuję skoro ciągle pakuję się w jakieś kłopoty ale to nie jest tak. Ja po prostu chcę się bawić i mieć jakieś wspomnienia.
Nasz plan był prosty, wręcz banalny ale potrzebowałem do tego pewnej rzeczy, którą miał ze sobą Ryan. Może to amatorszczyzna ale gdy tylko wpadło mi to do głowy wiedziałem, że będę musiał to zrealizować. Skończyliśmy ten temat i rozpoczęliśmy dyskusję o ostatnim meczu, który nasza ulubiona drużyna przegrała. Jedliśmy zimne frytki, a ja coraz bardziej się nudziłem. Omiotłem spojrzeniem pomieszczenie i aż się we mnie zagotowało. Przy jednym stoliku siedział chłopak, którego z chęcią pozbawiłbym zębów. Znałem go od wielu lat i szczerze nienawidziłem. Nawet nie próbowałem tego kryć i z wzajemnością. Walker był tym typem człowieka, który działał mi na nerwy samym tym, że po prostu był. Że oddychał w tym samym pomieszczeniu i, że żył na tym samym skrawku ziemi co ja. Siedział z jakimś innym debilem i jedną dziewczyną, której nie znałem i szczerze mówiąc nie zamierzałem poznawać. Wyluzuj Justin, podpowiedział głos w mojej głowie. Wziąłem głęboki oddech i złapałem za ostatnią frytkę leżącą na małym tekturowym talerzyku, a następnie rzuciłem nią w kierunku Alexa. Z precyzją uderzyła o jego policzek i stoczyła się na ziemię.
- Frajerze! Jestem głodny a ty mi zmarnowałeś ostatnią fryteczkę - udając, że łka otarł z obrzydzeniem twarz. Poczułem jak jego pięść zderza się z moim ramieniem i od razu parsknąłem śmiechem.
- Bijesz jak baba - skomentowałem czując jak uczucie nienawiści odpływa.
- Kupujesz mi za to piwo!
Alex uwielbiał zachowywać się jak dziecko. Myślę, że to skutek przebywania z moim bratem, który jest... ćwierć-mózgiem. Wywróciłem oczami wiedząc, że czarnowłosy nie odpuści, a moja ręka wystrzeliła w górę.
- Te! Kelnerzyk! - krzyknąłem z lekceważeniem patrząc w kierunku baru. Prawdę mówiąc nie mam zbyt wielu znajomych, to znaczy mam, ale to bardziej banda, która zaprasza mnie na imprezy. Bądźmy szczerzy, jeśli jest jakaś domówka na której mnie nie ma to znaczy, że ktoś nie chce się dobrze bawić. Ludzie mnie lubią, próbują się ze mną zaprzyjaźnić czego nie rozumiem. Dziewczyny do mnie zagadują wiedząc, że nie mają szans. Czasami odnoszę wrażenie, że myślą, że mogą mnie zmienić. Wszystkie tak mają. Myślą, że są tymi jedynymi, które zdołają na mnie wpłynąć. Skoro własna matka, brat i najlepsi przyjaciele nie potrafią tego zrobić to nie sądzę, żeby jakiejś lasce się to udało.
Mike, chłopak, który pracował w Green i był jednocześnie synem właścicieli mocno zacisnął szczękę. On też mnie nie lubił. Widziałem jak wiele kosztuje go, by podejść do naszego stolika, jego palce mocno zaciśnięte na notesiku niemal pobielały. W drugiej ręce trzymał ołówek.
- Coś podać? - uśmiechnął się sztucznie.
- Przynieś nam po piwie - powiedziałem.
- Lane czy butelkowane? - spytał patrząc na każdego z nas jak na śmiecia. Nie miałem pewności czy nie napluje do środka, więc odpowiedziałem, że butelkowane. Tak przynajmniej unikniemy ewentualnego napicia się jego śliny czy innego świństwa, które mógłby wrzucić do wysokich szklanek czy kufli.
- Coś jeszcze? - spytał niby obojętnym tonem, ale widziałem po nim, że powoli traci nad sobą panowanie.
- Nie spytasz nas o dowody? - zagadnąłem z uśmieszkiem. Mike wyprostował się i utkwił we mnie swoje spojrzenie. Chyba myślał, że potrafi zabijać wzrokiem. Efektownie klepnąłem się w czoło, a potem dziko zachichotałem.
- Przestań Justin - syknął Ryan. Spojrzałem na niego z uniesionymi brwiami. Każdy z nas wiedział jaki Mike jest naprawdę, więc dlaczego do cholery miałem go traktować w specjalny sposób? Był śmieciem, prawie takim śmieciem jak Walker.
- Więc nie chcecie nic więcej?
- Nie, chcemy tylko piwo - odpowiedział mu Ryan nie odrywając ode mnie spojrzenia. Gdy poirytowana imitacja kelnera odeszła ja wciąż nie rozumiałem zachowania swojego przyjaciela.
- Co do chuja?
- Odpuść mu - powiedział - jest w pracy, dobrze wiesz, że to jedyne źródło jego utrzymania, więc uspokój się.
- Jesteście parą? - zamrugałem powiekami uśmiechając się głupkowato.
- Nie debilu, nie jesteśmy. Chodzi mi o to, że wiesz jak to jest nie mieć kasy, więc nie utrudniaj mu pracy. Możesz mu dokuczać i wyzywać go gdzieś indziej.
Pociągnąłem nosem udając, że zanoszę się płaczem. Przysłoniłem nawet usta ręką i lekko kręciłem głową.
- Jesteś wybawicielem! - krzyknąłem łapiąc się za serce. - Oh Ryan!
- Zamknij się, ludzie patrzą - warknął, a ja, Alex i Jaxon od razu zaczęliśmy się śmiać.
Minęła chwila zanim spojrzałem w kierunku baru. Widziałem jak Mike z frustracją rzuca małym notesikiem, a potem łapie za dwie butelki ustawiając je na tacy z trzaskiem. Strasznie łatwo można było go wyprowadzić z równowagi, wystarczyło mu przypomnieć o czymś co kiedyś zrobił. Obserwowałem jak odwraca się twarzą do zaplecza, unosi wyżej głowę gapiąc się w sufit i bierze kilka głębokich oddechów. Frajer. Dosłownie pięć sekund później zobaczyłem kogoś, kogo nie spodziewałem się tu widzieć. Chudziutka istotka podeszła do baru i oparła się łokciami o jego blat wcześniej odkładając obok siebie tacę z pustymi kuflami. W mojej głowie pytanie rodziło pytanie. Zastanawiałem się co ona tutaj robi, czy tu pracuje, czy przyjaźni się z tym imbecylem? Mógłbym udawać i oszukiwać, że nie pamiętam jej imienia ale to byłoby kłamstwo. Pamiętam. Z tym, że minęło już trochę czasu odkąd ze sobą rozmawialiśmy. Przestałem jej mówić cześć, a gdy ona pierwsza się witała wolałem to ignorować albo tylko lekko się uśmiechać. Po dwóch dniach i ona przestała się odzywać. To nie było zbyt grzeczne z mojej strony, ale nie chciałem kontynuować tej znajomości. Czułem się zażenowany od tej sytuacji w Wesołym Miasteczku, chociaż potem zrobiło się naprawdę miło. A raczej było miło, źle, miło. Poleciała mi krew z nosa jak ostatniej ofierze. Nerwowo poprawiłem się na swoim miejscu. Prawdę mówiąc czasami łapałem się na tym, że na nią patrzę i łapałem też ją na tym, że się na mnie patrzy. Nie dziwiło mnie to, bo wiele dziewczyn wlepia we mnie oczy, ale ona robiła to delikatniej. Polubiłem ją. Faye była nieśmiała, delikatna i troszkę zagubiona. Tak mi się wydawało. Nie chciałem jednak kontynuować tej znajomości, nie na tym poziomie na którym ona by chciała. Nie jestem głupi, wiem, że i ona mnie polubiła. Ba, lubiła mnie nim tak naprawdę się poznaliśmy. Dlatego lepiej było się odsunąć i nie robić jej nadziei. Jakaś część mnie wiedziała, że trochę za późno zacząłem się wycofywać, bo niepotrzebnie upewniałem się, że wróciła po tamtym pamiętnym piątku do domu. I niepotrzebnie pojechałem za nią, niepotrzebnie usiadłem z nią na jednej kolejce i niepotrzebnie... cholera, wszystko robiłem nie tak! Skarciłem się w myślach, a potem pomyślałem, że lepiej późno niż wcale. Nie chciałem jej robić większej przykrości. Dlaczego? To proste - nie zasługiwała na to, miała zbyt dobre serce, żeby marnować je na mnie. A wiedziałem, że gdybyśmy się dalej widywali to zabrnęłoby dla niej za daleko. Westchnąłem głośno obserwując jak szatynka czeka na to co zrobi jej... znajomy?
Mike odwrócił się do niej i ustawił kolejne dwa piwa na tacy, podsunął ją pod jej nos i nie odwracając się w naszą stronę zaczął coś mówić po czym wskazał jej kierunek. Faye lekko się cofnęła, a potem spojrzała w naszą stronę. Nim zdążyłem uciec wzrokiem na bok zdążyłem zobaczyć jak zaciska oczy i wykrzywia się. Nie chciała tu podchodzić. Ignorowała nie tylko mnie, ale moich kumpli również, a oni w przeciwieństwie do mnie uśmiechali się do niej na korytarzu i starali się być uprzejmi. Nie podniosłem głowy, ale byłem pewien, że Faye zmierza do nas ociągając się tak bardzo jak to tylko możliwe.
- O! Cześć Faye! - krzyknął uradowany Jaxon gapiąc się to na mnie to na nią. Mój brat jest kretynem.
- Hej Jaxon - odpowiedziała cicho. Podniosłem na nią spojrzenie, jej dłoń lekko drżała, gdy postawiła na środku dwa piwa.
- Pracujesz tu? - zagadnął Ryan.
- Uh, nie - pokręciła głową wciąż unikając mojego wzroku. To powoli zaczynało mi działać na nerwy. Nie wiem czemu. Ogólnie zacząłem się czuć dziwnie, moje palce zesztywniały, ręce zrobiły się zimne. - Mike to mój znajomy i poprosił mnie o pomoc - wyjaśniła. Gapiłem się na nią czując zniecierpliwienie. Chciałem żeby na mnie spojrzała. Nie wiem czemu. Po prostu chciałem zobaczyć jej duże niebieskie oczy wpatrujące się we mnie.
- Może usiądziesz z nami?
Zapadła cisza. Przez pierwsze kilka sekund nie docierało do mnie, że to ja zadałem to pytanie. Poczułem na sobie palące spojrzenia moich kumpli, a także dostrzegłem ich głupawe uśmieszki. Mam przerąbane przez następny miesiąc! Najważniejsze było jednak to, że Faye w końcu zwróciła na mnie uwagę. Zmarszczyła nos patrząc na mnie wielkimi oczami.
- Nie - odpowiedziała w końcu kręcąc głową. - Nie znam cię - dodała, a ja znowu poczułem coś dziwnego w sobie - kojarzę, ale nie znam i nie mam w zwyczaju rozmawiać z obcymi ludźmi, a tym bardziej siedzieć z nimi, gdy ktoś kto ma odrobinkę szacunku do innych prosi mnie o pomoc.
Wiedziałem, że była z siebie dumna. Dumna, że wyrzuciła z siebie część żalu, który do mnie teraz żywiła. Zabrała tackę na której zacisnęła palce i ponownie zaczęła obserwować wszystkich oprócz mnie. Na jej twarzy pojawił się sztuczny uśmiech, jeszcze gorszy od tego, który zaserwował nam Mike. Ona wyglądała jakby miała się zaraz rozpłakać.
- Chcecie coś jeszcze? - spytała i byłem pewien, że nie tylko ja usłyszałem jak jej głos łamie się przy ostatnim słowie. Odchrząknęła po chwili jakby próbując się tego pozbyć, chyba chciała zachować się profesjonalnie.
Ryan, Alex i Jaxon patrzyli to na mnie to na nią, ale nie wykrztusili nawet słowa. Czekali na moją reakcję. Wszyscy oczekiwali ode mnie, że coś powiem, że zacznę się głupio śmiać albo rzucę jakąś kąśliwą uwagą w kierunku Faye. Bo przecież taki byłem. Nikt nie mógł mnie obrażać w żaden sposób bez otrzymania odpowiedzi. Ale co miałem zrobić? Faye miała prawo być zła. Była dziewczyną, a one dość szybko i łatwo biorą do siebie czyny i słowa innych osób nawet jeśli udają, że wcale tak nie jest.
- Nie - odpowiedziałem zimnym tonem. Skinęła głową, a następnie odwróciła się na pięcie. W ciągu krótkiej chwili znalazła się obok innego stolika, a ja nie mogłem znieść tego, że uśmiechnęła się do  Walkera w tak miły i prawdziwy sposób. Nie obchodzi mnie to, powtarzałem sobie w myślach. Mój brat wstał ze swojego miejsca i gdzieś poszedł. Ja natomiast nerwowo złapałem za zimne piwo i pozbyłem się kapsla żeby następnie wlać w siebie połowę zawartości butelki.
- Czy ty... - zaczął Alex, miał podejrzanie spokojny i miły ton. - Lubisz ją?
- W jakim sensie lubię? - warknąłem nawet na niego nie patrząc. Zamilkł, a ja od razu zrozumiałem o co mu chodzi. Pokręciłem głową z rozbawieniem. Tylko nie wiedziałem co jest w tym zabawnego, ani dlaczego wciąż czuję się tak dziwnie. Nie byłem sobą do końca tego wieczoru, siedziałem gapiąc się na kapsle z naszych piw. Obracałem je w palcach, układałem z nich dziwne wzory szukając w głowie odpowiedzi na wszystkie swoje pytania. Nie słuchałem o czym mówili moi kumple, dopiero gdy poczułem, że znowu się na mnie gapią podniosłem głowę i omiotłem ich krótkim spojrzeniem.
- Co?
- Jaxon własnie po-
- Nic - uciął mój brat.
- Co powiedziałeś? - spytałem unosząc brwi. Byłem ciekaw i liczyłem, że to pomoże mi się na chwilę oderwać od myśli o pewnej osobie. Osobie, którą jak się okazuje polubiłem bardziej niż mi się wydawało.
- Nie będziesz się wkurzał?
- Nie.
- I tak będziesz - mruknął Ryan zaczesując włosy do tyłu. - Jaxon podsłuchał jak Walker mówił, że chce zaprosić twoją dziewczynę na bal.
Zamrugałem energicznie przenosząc wzrok na stolik przy którym siedział chłopak. Nie było go. Nerwowo przeszukałem całe pomieszczenie, aż w końcu zobaczyłem go przy barze. Rozmawiał z Faye, a ona ciągle się śmiała i była lekko zarumieniona.
- Czekaj - nagle się obudziłem, - powiedziałeś "twoją dziewczynę" - wskazałem palcem na Ryana. - Ona nie jest moja i nie chcę jej.
- Nie powiedziałem o jaką dziewczynę chodzi - odparł. Miałem ochotę zetrzeć ten uśmieszek z jego twarzy. Był z siebie taki zadowolony i dumny, że naprawdę chciałem mu przywalić. - Ale tak, miałem na myśli Faye - skinął głową, już chciałem otworzyć usta, kiedy znowu się odezwał. - Nie tłumacz się Bieber my i tak wiemy już swoje.
Wywróciłem teatralnie oczami.
- Ona nie jest moją dziewczyną - powtórzyłem patrząc na nich wszystkich lodowatym spojrzeniem, - nie chcę jej i nie obchodzi mnie ten głupi bal.
- Taaa... - mruknął Jaxon i cofnął się widząc, że podnoszę rękę, żeby go uderzyć.
- Faye jest aktualnie jedyną dziewczyną, która nie wsypałaby cię po wtorkowej akcji - zauważył Ryan.
- Zamknij się.
- Albo była... wnioskując po tym jak się do ciebie odniosła wcześniej.
- Zamknij się - powtórzyłem.
- Pomyśl o tym i pogadaj z nią, widzieliśmy jak na ciebie patrzy, więc poproś ją o to.
- Mam jej zdradzić nasz plan? - fuknąłem.
- Nie Justin, masz ją tylko poprosić o przysługę.
- Tak - wywróciłem oczami - nie odzywałem się do niej przez tyle dni i teraz mam do niej podejść i poprosić o pomoc? Jesteście śmieszni! Niby jak mam to zrobić?
- To bardzo proste - powiedzieli niemal równocześnie. Boże zabij ich zanim ja to zrobię. Alex szczerzył się najbardziej z nich wszystkich i błagałem w myślach, żeby jednak się nie odzywał.
- Zaproś ją na bal - powiedział, a ja w tym czasie stuknąłem czołem o blat stołu nakładając ręce na głowę. Nie zamierzam tam pójść ale wiem, że Alex, Ryan i Jaxon mają rację, co do tego, że potrzebuję przykrywki, nie tego, że ją lubię bardziej niż mi się wydaje.

Była trzecia w nocy, a ja nie potrafiłem zasnąć. Leżałem w swoim łóżku przekręcając się z boku na bok. Dlaczego nie mogę zasnąć? Dlaczego nie potrafię skupić myśli na czymś innym? Jęknąłem wiedząc, że nie mam innego wyboru. Moja ręka zanurkowała pod poduszkę, złapałem swój telefon i przez kolejne czterdzieści minut zastanawiałem się co napisać. Nie jestem bez serca, więc domyślałem się, że Faye jest zraniona. A zraniona dziewczyna nie wybacza zbyt łatwo, ale ja jej potrzebowałem. Musiałem mieć kogoś kto mnie nie zawiedzie we wtorek, a ona naprawdę nadawała się do tego najlepiej. Czułem jakiś ciężar w swojej klatce piersiowej, ale w końcu napisałem krótką wiadomość i czym prędzej wcisnąłem "wyślij" wiedząc, że każda kolejna sekunda zwłoki spowoduje, że nie odpowiem. Miałem nadzieję, że jej nie obudziłem. Sam wyszedłem z Green po dziesiątej, a w środku wciąż było pełno ludzi, więc mogłem tylko przypuszczać, że jest strasznie zmęczona.

Przepraszam Faye. Naprawdę przepraszam.

Wiadomość dostarczona. Oblizałem nerwowo usta i głośno nabrałem powietrza opadając na czystą pościel. Poczułem się lepiej, część dziwnych wyrzutów sumienia zniknęła ale wciąż nie potrafiłem zasnąć. Było po czwartej gdy usłyszałem dźwięk nadchodzącej wiadomości i na chwilę zapomniałem jak się oddycha... wiedziałem, że to od niej i domyśliłem się jaką odpowiedź otrzymałem.
Żyję tylko dlatego, że zdobywam to czego chcę. Za każdym razem.

* * *

~ Jak zobaczyłam ile jest wyświetleń i komentarzy to prawie się przeżegnałam, omg. Dziękuję Wam!
~ Ten rozdział był na początku z perspektywy Faye, ale stwierdziłam, że raz na jakiś czas przyda się punkt widzenia Justina, ale nie chciałam za dużo zdradzać ;>
~ Ale niektóre z Was kombinują i snują teorię! Nic wam nie powiem, czytajcie to się wszystkiego dowiecie :P
~ Kocham was baaaardzo mocno! I dziękuję za polecanie i reklamowanie na TT. Pamiętajcie, że ja też z chęcią Was zareklamuję.
~ Zapraszam TUTAJ! Zapowiada się świetne opowiadanie :)
~ Pamiętajcie, żeby podpisywać się w komentarzach.
~ Błędy poprawię w wolnej chwili. Do następnego (:!

38 komentarzy:

  1. O M G!!! Twoje opowiadanie jest poprostu najlepsze! Już się nie mogę doczekać kolejnego rozdziału! Bardzo dziękuję za pisanie xx @JustenAkaMyLove

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział! Czekam na następny :) @misteelly

    OdpowiedzUsuń
  3. ŚWIETNYYYYYYYYYYYYYY!
    UWIELBIAM TWOJE OPOWIADANIE <3

    Justin, wszyscy wiemy, że Faye Ci się podoba! :D
    Z niecierpliwością czekam na nn ;)

    @luvbiiebah

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam < 3
    Jest to jedno z najlepszych opowiadań jakie czytam : 3 !
    Do następnego ; *

    OdpowiedzUsuń
  5. Aaaaaaaaaaaaaaaaaaa tak długo czekałam na to ,jezu kocham cię dziewczyno <3
    To opowiadanie jest niesamowite ;))
    Czekam nn :3
    @forevermindSWAG

    OdpowiedzUsuń
  6. Kocham justina i faye jvrfbdtgnjfde @sylwuniek

    OdpowiedzUsuń
  7. hbdjniwuajkmm *,* / @young_wild_slow

    OdpowiedzUsuń
  8. OMG ! musiałaś urwać akurat w tym momęcie :D ja chce już następny ! kiedy będzie nn ?
    @BadGirlBitches_

    OdpowiedzUsuń
  9. Wielbię. Justin ogólnie jest zabawny. Musiałaś skończyć w takim momencie? Nie mogę się doczekać nn, dzięki za info na tt ~~ @aleksandraa984

    OdpowiedzUsuń
  10. ohh, skarbie to jest cudowne... dziękuję ci za to, że to piszesz ;) <3 naprawdę to jest świetne i będę to czytać, dodałam się do obserwujących, ale informuj mnie @bighugwithjb
    zapraszam na mojego bloga http://the-key-to-your-heart.blogspot.com/ mam nadzieję, że wpadniesz i zostawisz po sobie jakiś ślad xxx

    OdpowiedzUsuń
  11. to jest naprawdę niesamowite, nie mogę się doczekać następnego. nie przerywa sie rozdziałów w takim momęcie... - @absuardo

    OdpowiedzUsuń
  12. Świetny, strasznie się wciągnęłam *.* /@carolineswaggy

    OdpowiedzUsuń
  13. Kocham to :) jesteś naj najlepsza !!!

    OdpowiedzUsuń
  14. Świeeetne! Chcę już nowy! :D

    OdpowiedzUsuń
  15. robi sie coraz ciekawej! *-*

    OdpowiedzUsuń
  16. Rozdział cudowny ^^ nasz Jus chyba się zakochuje XDDD
    czekam na kolejny :**

    OdpowiedzUsuń
  17. Rozdział jest genialny! Już nie mogę doczekać się następnego :)

    OdpowiedzUsuń
  18. to jest takie niesamowite <3 strasznie to uwielbiam :D
    Ola

    OdpowiedzUsuń
  19. Zostałaś nominowana do Libster Award Blog:)
    Więcej na:
    http://adanceismylife.blogspot.com/2013/12/libster-award-blog.html

    Alexis :)

    OdpowiedzUsuń
  20. KOCHAM <3 czekam na nn ;*

    OdpowiedzUsuń
  21. Genialny, cudowny i sama nie wiem jaki jeszce :) <3

    OdpowiedzUsuń
  22. Uwielbiam to opowiadanie głównie dlatego, że jest inne od wszystkich. Piszesz tak fajnie. Co do rozdziału, świetnie napisany. Nie mogę się doczekać kolejnego. Mam nadzieję że Faye tak szybko nie wybaczy Justinowi i on będzie musiał się trochę postarac.

    OdpowiedzUsuń
  23. Omg cudowny czekam na nastepny oby szybko @biebehl

    OdpowiedzUsuń
  24. Cudowne opowiadanie. Nie mogę doczekać się nastepnego rozdziału ;*
    @loseXmyself

    OdpowiedzUsuń
  25. Dzis wpadlam na to opowiadanie i stwierdzam ze jest swietne. Cudowniw piszesz. Pozdrawiam ~ @justadream97

    OdpowiedzUsuń
  26. JEJU JEJU JEJU TO JEST ŚWIETNE <# KOCHAM POPROSTU<3333333

    OdpowiedzUsuń
  27. "Lekcje ciągły się niemiłosiernie" haha Di, mistrzu :D literówka roku
    "swoje karmelowe tęczówki" hahaha no tak ;>
    "Nie jestem bez serca" lubię takie momenty, kiedy taki niby dupek umie się przyznać, że są w nim jeszcze jakieś ludzkie odruchy, chociażby przed samym sobą
    "i na chwilę zapomniałem jak się oddycha... wiedziałem, że to od niej i domyśliłem się jaką odpowiedź otrzymałem." <3
    "Żyję tylko dlatego, że zdobywam to czego chcę. Za każdym razem." Piękności (y)

    OdpowiedzUsuń