FAYE
Moja przyjaciółka nerwowo
odsunęła zamek swojego plecaka, a następnie wyciągnęła kilka książek i niedbale
umieściła je na metalowej półeczce. Zmarszczyłam czoło nie wiedząc o co jej
chodzi, przed chwilą miałyśmy różne lekcje, więc oczywiście nie wiedziałam co
się jej przytrafiło na trygonometrii, z której właśnie wróciła ale była
podejrzanie zdenerwowana.
- Corrie? - spytałam
niepewnie. Odwróciła się do mnie zaciskając usta w prostą linię. - Okej, co
jest grane?
Energicznie pchnęła
drzwiczki, które zamknęły się robiąc trochę huku. Następnie wypuściła ze
świstem powietrze i odrzuciła blond loki do tyłu.
- Zabijesz mnie. -
jęknęła.
- Co zrobiłaś?
- Na trygonometrii...
- Tak? - uniosłam
pytająco brew, gdy ruszyłyśmy w kierunku stołówki.
- Um, do klasy weszła
pani Miller i szukała... no... - przerwała biorąc głęboki oddech, - cholera
Faye, zabijesz mnie ale zapisałam nas do pomagania przy balu. - wydusiła z
siebie. Zamrugałam energicznie rozchylając usta, miałam ochotę ją zabić.
Pomaganie przy organizacji balu, dekorowanie, rozdawanie zaproszeń ta cała
aktywność przy tej imprezie oznaczała, że będziemy musiały tam być. To było jak
skazanie się na tę imprezę. Oczywiście nie mam nic przeciwko ale nie miałam
ochoty zostawać po lekcjach tylko po to, by przywieszać balony czy przyczepiać
jakieś dziwne świecące się rzeczy do ścian na sali gimnastycznej.
- Kiedy jest ten bal? -
jęknęłam poprawiając bransoletkę na swoim nadgarstku. - Mogę się jeszcze z tego
wykręcić?
- Za dwa tygodnie i nie,
nie możesz. Będzie fajnie! Obiecuję!
- Jupi-jej. - wydałam z
siebie sarkastyczny okrzyk. Chociaż może z drugiej strony będzie fajnie? Pójdę
na bal, pośmiejemy się z Corrie z różnych osób, które będą próbowały zrobić z
siebie gwiazdy, a może nawet trochę potańczmy. Ramię w ramię przekroczyłyśmy
próg stołówki szkolnej i od razu skierowałyśmy się do punktu, w którym wydawano
jedzenie. Zajrzałam przez szybę sprawdzając co dzisiaj serwują nasze kucharki i
niemal od razu mnie zemdliło. Poczułam jak mój żołądek się kurczy, a oddech
stał się płytki. Kleista papka leżąca na czerwonej tacy wyglądała jakby miała
właśnie z niej uciec o własnych siłach.
- Faye chyba mi
niedobrze. - powiedziała Corrie. Odwróciła się w moją stronę, a następnie
widząc jak wyglądam zachichotała. - Dobra, wyjdźmy stąd. I tak nasz stolik jest
zajęty.
Faktycznie. Gdy tylko
odwróciłam głowę zauważyłam, że miejsce, które zazwyczaj zajmowałyśmy było
okupywane przez grupkę chłopców starszych od nas o rok. Wśród nich siedział Ian
- był przystojny, wysportowany i obie lubiłyśmy się na niego patrzeć, był
całkiem uprzejmy. Zawsze witał nas z tym swoim słynnym uśmiechem, a my obie
rumieniłyśmy się jak głupie. Czy wspominałam, że nie należymy do zbyt otwartych
osób? Oh, nie? Cóż, jesteśmy okropnie nieśmiałe, chociaż z Corrie zdecydowanie
jest gorzej, ona całkowicie milknie w towarzystwie innych, ja jeszcze potrafię
wykrztusić z siebie kilka słów. Blondynka złapała mnie za rękę i zaczęła
ciągnąć w kierunku dużych drzwi. W naszej szkole była możliwość wychodzenia na
świeże powietrze, gdy było ciepło - tuż za budynkiem z czerwonej cegły
znajdował się mały plac, na który udałyśmy się wolnym krokiem. Od razu wzięłam
klika głębszych oddechów starając się wyrzucić z głowy obraz podejrzanie
wyglądającej papki, którą o dziwo niektórzy pochłaniali siedząc tuż za ścianą.
Obrzydlistwo! Przeszłyśmy z Corrie kawałek dalej, by usiąść na niskim betonowym
murku. Uniosłam wyżej głowę pozwalając, by promienie słońca muskały moją skórę.
- Oh cholera, -
usłyszałam przejęty głos Corrie, - popatrz tylko!
Zamrugałam powiekami, a
następnie mój wzrok powędrował w kierunku, który blondynka wskazywała
dyskretnie głową. Wbiłam zęby w dolną wargę, gdy tylko go zobaczyłam. Justin
Bieber. Wysoki, dobrze zbudowany chłopak z włosami postawionymi do góry. Ubrany
był dzisiaj w czarne spodnie - które zdecydowanie nosił nieco za nisko - i w
czerwoną luźną koszulkę rozmawiał z kimś zawzięcie przez telefon. Chyba nie
muszę mówić, że był strasznie przystojny i niesamowicie pociągający...
To był jego drugi rok w
naszej szkole, a przysięgam - już w dniu, gdy tylko się tu pojawił od razu miał
grono znajomych. Co prawda później te przyjaźnie się skończyły i został z
trójką chłopaków, ale z daleka wyglądało to tak jakby znał ich od dawna. Sama
chodziłam z nim na angielski i na chemię, ale nigdy w życiu z nim nie
rozmawiałam. Nie chodziło tu tylko o moją nieśmiałość, chodziło o to, że Justin
jest chłopakiem, który kocha kłopoty. To nie ty rozmawiasz z Justinem, to on
rozmawia z tobą. Co ciekawe, jeśli wierzyć plotką wcale nie przeniósł się do
naszej szkoły - został wyrzucony z poprzedniej. Odwróciłam pośpiesznie wzrok,
gdy tylko uświadomiłam sobie, że gapię się na niego jak głupia. Skłamałabym
mówiąc, że mi się nie podoba. Prawdę mówiąc uważałam, że jest
najprzystojniejszy w całej szkole, był wręcz niebezpiecznie pociągający.
- Dalej zastanawia mnie
za co go wyrzucili. - powiedziałam.
- Za bycie zbyt seksownym
draniem!
Jednocześnie parsknęłyśmy
śmiechem, gdy tylko te słowa opuściły usta Corrie. Zjadłyśmy po jabłku, które
zabrałam z domu, a po wielu minutach żartów czy rozmawianiu o tym co robiłyśmy
nie mając wspólnych lekcji wstałyśmy ruszając z powrotem do szkoły, bo zaraz
miały się rozpocząć kolejne zajęcia. Przejechałam dłonią po lewym nadgarstku i,
aż się zatrzymałam spoglądając na swoją rękę.
- Gdzie moja bransoletka?
- spytałam spanikowana. Dostałam ją w zeszłym roku na święta od Corrie, więc
była dla mnie naprawdę ważna. Dziewczyna nerwowo zerknęła na zegar wiszący nad
stołówką. O tak, moja przyjaciółka jest po prostu perfekcyjna i nie może się
spóźnić na żadną lekcję, a zaraz miał zadzwonić dzwonek.
- Mówiłam, żebyś
naprawiła zapięcie.
- Miałam ją, gdy szłyśmy
na lunch. Może jest na stołówce albo na placu. - powiedziałam. Corrie nerwowo
gapiła się na wskazówki mknące po tarczy zegara. Wywróciłam teatralnie oczami
rozumiejąc, że nie ma szans, by ze mną poszła. -Dobra, leć na angielski, zaraz
wrócę.
- Tylko się pośpiesz! -
krzyknęła odchodząc szybkim krokiem. Odwróciłam się na pięcie wędrując z powrotem
w kierunku stołówki - przeszłam przez nią rozglądając się za swoją zgubą, ale
nigdzie jej nie widziałam. Dlatego też następnie ruszyłam do dużych drzwi,
które pchnęłam i z powrotem znalazłam się na zewnątrz. Wisi nade mną jakaś klątwa,
ciągle gubię jakąś biżuterię, ale ta bransoletka od Corrie oraz piórko, które
znajduje się na mojej szyi są dla mnie najważniejsze. Podeszłam do murka
dokładnie rozglądając się za małym przedmiotem. Wykrzywiłam usta w grymasie
zastanawiając się gdzie do diabła jest moja własność. Poprawiłam torbę z
książkami na ramieniu wypuszczając powietrze ze świstem, ktoś albo ją zabrał i
sobie przywłaszczył albo wykazał się dobrym sercem i odniósł ją na portiernię. Do
moich uszu dobiegł głośny dzwonek sygnalizujący, że przerwa się skończyła i za
chwilę zaczyna się lekcja angielskiego na pierwszym piętrze.
- Hej, szukasz czegoś? -
usłyszałam nieco zachrypnięty i niesamowicie pociągający głos za sobą. Z
bijącym sercem odwróciłam się w stronę wyższego ode mnie chłopaka. Niemal od
razu poczułam, że moje ręce zaczynają lekko dygotać, a ślina zasychać w garde.
- Um, tak. - bąknęłam
przytłoczona obecnością Justina. Cholera, nie tak wyobrażałam sobie naszą
pierwszą rozmowę! Miałam być pewna siebie, uśmiechnięta a nie robić z siebie
ofiarę, która ledwo skleja zdanie. Z drugiej strony nigdy nie wierzyłam, że to
się stanie i, że kiedykolwiek się do mnie odezwie. On. Sam. Odezwał się. Corrie
nigdy mi w to nie uwierzy! Jego duże karmelowe oczy dokładnie mnie zlustrowały,
a na jego ustach pojawił się uśmiech - to oznaczało, że właśnie ocenił mój
wygląd w swojej głowie. Poczułam jak na moje policzki wstępuje rumieniec. -
Szukam bransoletki.
- Oh, czyli to twoje. - Podniósł
do góry srebrną ozdobę szczerząc się jeszcze bardziej.
- Tak, to moje. - odpowiedziałam.
- Mógłbyś? - spytałam wskazując na swoją zgubę, chcąc by mi ją oddał.
- Mógłbym wiele. - odparł
oblizując usta, a następnie ukazując uśmiechnął się jeszcze szerzej. Cofnęłam
się o pół kroku gapiąc się na niego w osłupieniu. Co to w ogóle miało znaczyć?
- To był żart Faye, dobrze pamiętam twoje imię?
O mój Boże! Pamięta moje
imię! Jak to jest w ogóle możliwe, że ktoś taki jak on kojarzy jak się nazywam?
Złapał moją dłoń wprawiając mnie w ogromne zakłopotanie, a następnie wsunął do
środka bransoletkę delikatnie zginając moje palce. Serce dudniło mi jak
szalone, z trudem powstrzymywałam głupi odruch rozchylania ust.
- Faye Evans, prawda? - zapytał
szczerząc się szeroko. - Miło cię poznać. - Nazywam się Justin Bie...
- Wiem. - przerwałam mu
uśmiechając się nieśmiało.
- Okej Faye, chodźmy na
lekcje.
- Ja i ty? - spytałam
głupkowato. Razem?
- Nie jestem taki
straszny, - zaśmiał się, - to tylko kilka tatuaży i malutkich przekrętów na
koncie. Nic wielkiego. - dodał puszczając oczko. Oszołomiona jedynie skinęłam
głową wlekąc się za nim w kierunku szkoły. Moje policzki zaczerwieniły się
bardziej, gdy przytrzymał przede mną drzwi puszczając mnie przodem, a
następnie, gdy przechylił głowę zerkając na mnie z zaciekawieniem. Chciałam z
nim porozmawiać, ale czułam się jakby język uwiązł mi w gardle. To nie był
chłopak z, którym rozmawiasz po lekcjach o pierdołach, ani taki, który pomaga
ci przy pracy domowej. Justin Bieber był "bad boyem", człowiekiem
kochającym kłopoty.
- Bieber! - Aż
podskoczyłam słysząc karcący głos najgorszej nauczycielki świata. - Evans! Na
lekcje! Natychmiast!
Odetchnęłam z ulgą
widząc, że pani White nie zamierza nam prawić kazania, ale bądź co bądź miała
trochę racji. Byliśmy już naprawdę porządnie spóźnieni. Wspinając się po
schodach zastanawiałam się jak to będzie wyglądało, gdy razem przekroczymy próg
klasy do angielskiego i jak bardzo będzie zła pani Reed. Lubiłam ją, a ona
zdawała się lubić mnie, a jednak kobieta ta była bezwzględna. Traktowała
wszystkich równo, a spóźnienia bez dobrego wytłumaczenia karała zostaniem po
lekcjach. Na szczęście w głowie miałam już idealny plan jak uniknąć kary.
Justin bez żadnego pukania nacisnął na klamkę, a następnie pchnął drzwi tym
razem nie przepuszczając mnie przodem. Weszliśmy do klasy, a pani Reed stojąca
przy tablicy poprawiła duże okulary na nosie, a wszyscy uczniowie spojrzeli na
nas jakbyśmy kogoś zabili. Zamarłam czując na sobie, aż tak dużą ilość
spojrzeń.
- Czemu mnie to nie
dziwi? - spytała nauczycielka odnosząc się do Justina. - Gdzie byliście?
Dosłownie czułam, że osoby
siedzące w swoich ławkach zaraz wypalą mi dziurę w skórze, a także w ubraniach.
Umierali z ciekawości podczas gdy ja chciałam jedynie przeprosić, wyjaśnić, że
szukałam swojej bransoletki i zająć swoje miejsce. Nic wielkiego, trochę mojej
odwagi wróciło i chciałam coś powiedzieć, ale przerwał mi głos Justina.
- Jak to gdzie? Niech
pani tylko spojrzy na Faye, - powiedział, a ja od razu spojrzałam na niego nie
wiedząc o co chodzi, zagryzł teatralnie usta i zmierzył mnie wzrokiem od palców
stóp po czubek głowy, - jest gorąca! Nie mogłem się oprzeć.
Rozchyliłam usta, a moje
oczy przybrały kształt ogromnych monet. Zabrakło mi słów, Justin od zawsze rzucał
bezczelnymi tekstami, ale one nigdy nie dotyczyły bezpośrednio mnie. I bez
dotykania moich policzków wiedziałam, że po prostu płoną. Niektórzy zawyli
głośno czy zagwizdali, inni się śmiali, a byli jeszcze tacy, którzy od razu
zaczęli plotkować pomiędzy sobą ubarwiając to co właśnie usłyszeli.
- Zabawne, naprawdę.
Pomyślicie o tym oboje w kozie po lekcjach, a teraz siadajcie.
Spuściłam głowę
pozwalając, by włosy zasłoniły moją twarz, a następnie wolnym krokiem podeszłam
do swojej ławki. Jak wspominałam z panią Reed nie dało się dyskutować, dla niej
nie istniało pojęcie taryfy ulgowej. . Westchnęłam ciężko posyłając krótkie spojrzenie
Corrie, której twarz wyrażała zdziwienie, a także ciekawość. Dobrze, że ona
jedna będzie znała prawdziwą wersje tej historii. Czy to nie powinno mnie od
razu od niego odciągnąć? To, że jednym głupim tekstem Justin rozsiał plotki,
które będą krążyć i pewnie prześladować mnie do końca roku szkolnego? Ten
chłopak to same kłopoty, znamy się oficjalnie od kilku minut, a ja już
wylądowałam w kozie dzięki niemu.
* * *
Justin nie jest sławny, nie jest mordercą ani niczym takim. Jest po prostu bezczelnym uczniem zwykłej szkoły. Mam nadzieję, że moje opowiadanie wam się spodoba!
jezusie kocham to omg asdfghjkl mozesz mnie infornowac? ;) @ishipmeandjdb
OdpowiedzUsuńzakochalam sie omgg please informuj mnie @clooming
OdpowiedzUsuńzakochałam się :D
OdpowiedzUsuńczekam na następny.
Zapowiadani sie super ! Czekam na kolejny ;) Mozesz mnie inf na tt? @mmonia95
OdpowiedzUsuńŚwietnee < 3
OdpowiedzUsuńNaprawdę boskie!! Kocham to jak piszesz w 1 osobie.. *____*
OdpowiedzUsuńWielkie gratulacje.. <3
Mimo że nie jestem fanką Justina, to opowiadanie bardzo mi się podoba! Znalazłam jeden, kłujący mnie w oczy błąd. Kiedy mówimy o czymś w liczbie mnogiej, to wyraz nie kończy się na "ą" tylko "om" ;)
OdpowiedzUsuńJejciuu zakochałam się. <333
OdpowiedzUsuńCudo!!! Proszę informuj mnie o nowych rozdziałach na tt @bluechaplet
OdpowiedzUsuńXxx
Super <333 gcjtfujrtsujhfysujy *.*
OdpowiedzUsuńŚwietne, naprawde :))))
OdpowiedzUsuńMożesz mnie informować ??
OdpowiedzUsuńmój tt : @stillkidrauhlmy
zaczęłam dzisiaj czytać <3 i wydaje mi się świetny :********
OdpowiedzUsuńJesteś na prawdę dobra,długie,rozwinięty rodział,duzo opisów,uwielbiam to.
OdpowiedzUsuńJesli masz ochotę to zapraszam do siebie:")
http://niebezpieczenstwocatjay.blogspot.com/
zajebistooośśććć dkfjvdfvd fidbhfdv
OdpowiedzUsuńdawaj następne
omg dopiero pierwszy rozdział a już się zakochałam w tym opowiadaniu <3
OdpowiedzUsuń~ W.