sobota, 21 września 2013

Rozdział pierwszy



FAYE

Moja przyjaciółka nerwowo odsunęła zamek swojego plecaka, a następnie wyciągnęła kilka książek i niedbale umieściła je na metalowej półeczce. Zmarszczyłam czoło nie wiedząc o co jej chodzi, przed chwilą miałyśmy różne lekcje, więc oczywiście nie wiedziałam co się jej przytrafiło na trygonometrii, z której właśnie wróciła ale była podejrzanie zdenerwowana.
- Corrie? - spytałam niepewnie. Odwróciła się do mnie zaciskając usta w prostą linię. - Okej, co jest grane?
Energicznie pchnęła drzwiczki, które zamknęły się robiąc trochę huku. Następnie wypuściła ze świstem powietrze i odrzuciła blond loki do tyłu.
- Zabijesz mnie. - jęknęła.
- Co zrobiłaś?
- Na trygonometrii...
- Tak? - uniosłam pytająco brew, gdy ruszyłyśmy w kierunku stołówki.
- Um, do klasy weszła pani Miller i szukała... no... - przerwała biorąc głęboki oddech, - cholera Faye, zabijesz mnie ale zapisałam nas do pomagania przy balu. - wydusiła z siebie. Zamrugałam energicznie rozchylając usta, miałam ochotę ją zabić. Pomaganie przy organizacji balu, dekorowanie, rozdawanie zaproszeń ta cała aktywność przy tej imprezie oznaczała, że będziemy musiały tam być. To było jak skazanie się na tę imprezę. Oczywiście nie mam nic przeciwko ale nie miałam ochoty zostawać po lekcjach tylko po to, by przywieszać balony czy przyczepiać jakieś dziwne świecące się rzeczy do ścian na sali gimnastycznej.
- Kiedy jest ten bal? - jęknęłam poprawiając bransoletkę na swoim nadgarstku. - Mogę się jeszcze z tego wykręcić?
- Za dwa tygodnie i nie, nie możesz. Będzie fajnie! Obiecuję!
- Jupi-jej. - wydałam z siebie sarkastyczny okrzyk. Chociaż może z drugiej strony będzie fajnie? Pójdę na bal, pośmiejemy się z Corrie z różnych osób, które będą próbowały zrobić z siebie gwiazdy, a może nawet trochę potańczmy. Ramię w ramię przekroczyłyśmy próg stołówki szkolnej i od razu skierowałyśmy się do punktu, w którym wydawano jedzenie. Zajrzałam przez szybę sprawdzając co dzisiaj serwują nasze kucharki i niemal od razu mnie zemdliło. Poczułam jak mój żołądek się kurczy, a oddech stał się płytki. Kleista papka leżąca na czerwonej tacy wyglądała jakby miała właśnie z niej uciec o własnych siłach.
- Faye chyba mi niedobrze. - powiedziała Corrie. Odwróciła się w moją stronę, a następnie widząc jak wyglądam zachichotała. - Dobra, wyjdźmy stąd. I tak nasz stolik jest zajęty.
Faktycznie. Gdy tylko odwróciłam głowę zauważyłam, że miejsce, które zazwyczaj zajmowałyśmy było okupywane przez grupkę chłopców starszych od nas o rok. Wśród nich siedział Ian - był przystojny, wysportowany i obie lubiłyśmy się na niego patrzeć, był całkiem uprzejmy. Zawsze witał nas z tym swoim słynnym uśmiechem, a my obie rumieniłyśmy się jak głupie. Czy wspominałam, że nie należymy do zbyt otwartych osób? Oh, nie? Cóż, jesteśmy okropnie nieśmiałe, chociaż z Corrie zdecydowanie jest gorzej, ona całkowicie milknie w towarzystwie innych, ja jeszcze potrafię wykrztusić z siebie kilka słów. Blondynka złapała mnie za rękę i zaczęła ciągnąć w kierunku dużych drzwi. W naszej szkole była możliwość wychodzenia na świeże powietrze, gdy było ciepło - tuż za budynkiem z czerwonej cegły znajdował się mały plac, na który udałyśmy się wolnym krokiem. Od razu wzięłam klika głębszych oddechów starając się wyrzucić z głowy obraz podejrzanie wyglądającej papki, którą o dziwo niektórzy pochłaniali siedząc tuż za ścianą. Obrzydlistwo! Przeszłyśmy z Corrie kawałek dalej, by usiąść na niskim betonowym murku. Uniosłam wyżej głowę pozwalając, by promienie słońca muskały moją skórę.
- Oh cholera, - usłyszałam przejęty głos Corrie, - popatrz tylko!
Zamrugałam powiekami, a następnie mój wzrok powędrował w kierunku, który blondynka wskazywała dyskretnie głową. Wbiłam zęby w dolną wargę, gdy tylko go zobaczyłam. Justin Bieber. Wysoki, dobrze zbudowany chłopak z włosami postawionymi do góry. Ubrany był dzisiaj w czarne spodnie - które zdecydowanie nosił nieco za nisko - i w czerwoną luźną koszulkę rozmawiał z kimś zawzięcie przez telefon. Chyba nie muszę mówić, że był strasznie przystojny i niesamowicie pociągający...
To był jego drugi rok w naszej szkole, a przysięgam - już w dniu, gdy tylko się tu pojawił od razu miał grono znajomych. Co prawda później te przyjaźnie się skończyły i został z trójką chłopaków, ale z daleka wyglądało to tak jakby znał ich od dawna. Sama chodziłam z nim na angielski i na chemię, ale nigdy w życiu z nim nie rozmawiałam. Nie chodziło tu tylko o moją nieśmiałość, chodziło o to, że Justin jest chłopakiem, który kocha kłopoty. To nie ty rozmawiasz z Justinem, to on rozmawia z tobą. Co ciekawe, jeśli wierzyć plotką wcale nie przeniósł się do naszej szkoły - został wyrzucony z poprzedniej. Odwróciłam pośpiesznie wzrok, gdy tylko uświadomiłam sobie, że gapię się na niego jak głupia. Skłamałabym mówiąc, że mi się nie podoba. Prawdę mówiąc uważałam, że jest najprzystojniejszy w całej szkole, był wręcz niebezpiecznie pociągający.
- Dalej zastanawia mnie za co go wyrzucili. - powiedziałam.
- Za bycie zbyt seksownym draniem!
Jednocześnie parsknęłyśmy śmiechem, gdy tylko te słowa opuściły usta Corrie. Zjadłyśmy po jabłku, które zabrałam z domu, a po wielu minutach żartów czy rozmawianiu o tym co robiłyśmy nie mając wspólnych lekcji wstałyśmy ruszając z powrotem do szkoły, bo zaraz miały się rozpocząć kolejne zajęcia. Przejechałam dłonią po lewym nadgarstku i, aż się zatrzymałam spoglądając na swoją rękę.
- Gdzie moja bransoletka? - spytałam spanikowana. Dostałam ją w zeszłym roku na święta od Corrie, więc była dla mnie naprawdę ważna. Dziewczyna nerwowo zerknęła na zegar wiszący nad stołówką. O tak, moja przyjaciółka jest po prostu perfekcyjna i nie może się spóźnić na żadną lekcję, a zaraz miał zadzwonić dzwonek.
- Mówiłam, żebyś naprawiła zapięcie.
- Miałam ją, gdy szłyśmy na lunch. Może jest na stołówce albo na placu. - powiedziałam. Corrie nerwowo gapiła się na wskazówki mknące po tarczy zegara. Wywróciłam teatralnie oczami rozumiejąc, że nie ma szans, by ze mną poszła. -Dobra, leć na angielski, zaraz wrócę.
- Tylko się pośpiesz! - krzyknęła odchodząc szybkim krokiem. Odwróciłam się na pięcie wędrując z powrotem w kierunku stołówki - przeszłam przez nią rozglądając się za swoją zgubą, ale nigdzie jej nie widziałam. Dlatego też następnie ruszyłam do dużych drzwi, które pchnęłam i z powrotem znalazłam się na zewnątrz. Wisi nade mną jakaś klątwa, ciągle gubię jakąś biżuterię, ale ta bransoletka od Corrie oraz piórko, które znajduje się na mojej szyi są dla mnie najważniejsze. Podeszłam do murka dokładnie rozglądając się za małym przedmiotem. Wykrzywiłam usta w grymasie zastanawiając się gdzie do diabła jest moja własność. Poprawiłam torbę z książkami na ramieniu wypuszczając powietrze ze świstem, ktoś albo ją zabrał i sobie przywłaszczył albo wykazał się dobrym sercem i odniósł ją na portiernię. Do moich uszu dobiegł głośny dzwonek sygnalizujący, że przerwa się skończyła i za chwilę zaczyna się lekcja angielskiego na pierwszym piętrze.
- Hej, szukasz czegoś? - usłyszałam nieco zachrypnięty i niesamowicie pociągający głos za sobą. Z bijącym sercem odwróciłam się w stronę wyższego ode mnie chłopaka. Niemal od razu poczułam, że moje ręce zaczynają lekko dygotać, a ślina zasychać w garde.
- Um, tak. - bąknęłam przytłoczona obecnością Justina. Cholera, nie tak wyobrażałam sobie naszą pierwszą rozmowę! Miałam być pewna siebie, uśmiechnięta a nie robić z siebie ofiarę, która ledwo skleja zdanie. Z drugiej strony nigdy nie wierzyłam, że to się stanie i, że kiedykolwiek się do mnie odezwie. On. Sam. Odezwał się. Corrie nigdy mi w to nie uwierzy! Jego duże karmelowe oczy dokładnie mnie zlustrowały, a na jego ustach pojawił się uśmiech - to oznaczało, że właśnie ocenił mój wygląd w swojej głowie. Poczułam jak na moje policzki wstępuje rumieniec. - Szukam bransoletki.
- Oh, czyli to twoje. - Podniósł do góry srebrną ozdobę szczerząc się jeszcze bardziej.
- Tak, to moje. - odpowiedziałam. - Mógłbyś? - spytałam wskazując na swoją zgubę, chcąc by mi ją oddał.
- Mógłbym wiele. - odparł oblizując usta, a następnie ukazując uśmiechnął się jeszcze szerzej. Cofnęłam się o pół kroku gapiąc się na niego w osłupieniu. Co to w ogóle miało znaczyć? - To był żart Faye, dobrze pamiętam twoje imię?
O mój Boże! Pamięta moje imię! Jak to jest w ogóle możliwe, że ktoś taki jak on kojarzy jak się nazywam? Złapał moją dłoń wprawiając mnie w ogromne zakłopotanie, a następnie wsunął do środka bransoletkę delikatnie zginając moje palce. Serce dudniło mi jak szalone, z trudem powstrzymywałam głupi odruch rozchylania ust.
- Faye Evans, prawda? - zapytał szczerząc się szeroko. - Miło cię poznać. - Nazywam się Justin Bie...
- Wiem. - przerwałam mu uśmiechając się nieśmiało.
- Okej Faye, chodźmy na lekcje.
- Ja i ty? - spytałam głupkowato. Razem?
- Nie jestem taki straszny, - zaśmiał się, - to tylko kilka tatuaży i malutkich przekrętów na koncie. Nic wielkiego. - dodał puszczając oczko. Oszołomiona jedynie skinęłam głową wlekąc się za nim w kierunku szkoły. Moje policzki zaczerwieniły się bardziej, gdy przytrzymał przede mną drzwi puszczając mnie przodem, a następnie, gdy przechylił głowę zerkając na mnie z zaciekawieniem. Chciałam z nim porozmawiać, ale czułam się jakby język uwiązł mi w gardle. To nie był chłopak z, którym rozmawiasz po lekcjach o pierdołach, ani taki, który pomaga ci przy pracy domowej. Justin Bieber był "bad boyem", człowiekiem kochającym kłopoty.
- Bieber! - Aż podskoczyłam słysząc karcący głos najgorszej nauczycielki świata. - Evans! Na lekcje! Natychmiast!
Odetchnęłam z ulgą widząc, że pani White nie zamierza nam prawić kazania, ale bądź co bądź miała trochę racji. Byliśmy już naprawdę porządnie spóźnieni. Wspinając się po schodach zastanawiałam się jak to będzie wyglądało, gdy razem przekroczymy próg klasy do angielskiego i jak bardzo będzie zła pani Reed. Lubiłam ją, a ona zdawała się lubić mnie, a jednak kobieta ta była bezwzględna. Traktowała wszystkich równo, a spóźnienia bez dobrego wytłumaczenia karała zostaniem po lekcjach. Na szczęście w głowie miałam już idealny plan jak uniknąć kary. Justin bez żadnego pukania nacisnął na klamkę, a następnie pchnął drzwi tym razem nie przepuszczając mnie przodem. Weszliśmy do klasy, a pani Reed stojąca przy tablicy poprawiła duże okulary na nosie, a wszyscy uczniowie spojrzeli na nas jakbyśmy kogoś zabili. Zamarłam czując na sobie, aż tak dużą ilość spojrzeń.
- Czemu mnie to nie dziwi? - spytała nauczycielka odnosząc się do Justina. - Gdzie byliście?
Dosłownie czułam, że osoby siedzące w swoich ławkach zaraz wypalą mi dziurę w skórze, a także w ubraniach. Umierali z ciekawości podczas gdy ja chciałam jedynie przeprosić, wyjaśnić, że szukałam swojej bransoletki i zająć swoje miejsce. Nic wielkiego, trochę mojej odwagi wróciło i chciałam coś powiedzieć, ale przerwał mi głos Justina.
- Jak to gdzie? Niech pani tylko spojrzy na Faye, - powiedział, a ja od razu spojrzałam na niego nie wiedząc o co chodzi, zagryzł teatralnie usta i zmierzył mnie wzrokiem od palców stóp po czubek głowy, - jest gorąca! Nie mogłem się oprzeć.
Rozchyliłam usta, a moje oczy przybrały kształt ogromnych monet. Zabrakło mi słów, Justin od zawsze rzucał bezczelnymi tekstami, ale one nigdy nie dotyczyły bezpośrednio mnie. I bez dotykania moich policzków wiedziałam, że po prostu płoną. Niektórzy zawyli głośno czy zagwizdali, inni się śmiali, a byli jeszcze tacy, którzy od razu zaczęli plotkować pomiędzy sobą ubarwiając to co właśnie usłyszeli.
- Zabawne, naprawdę. Pomyślicie o tym oboje w kozie po lekcjach, a teraz siadajcie.
Spuściłam głowę pozwalając, by włosy zasłoniły moją twarz, a następnie wolnym krokiem podeszłam do swojej ławki. Jak wspominałam z panią Reed nie dało się dyskutować, dla niej nie istniało pojęcie taryfy ulgowej. . Westchnęłam ciężko posyłając krótkie spojrzenie Corrie, której twarz wyrażała zdziwienie, a także ciekawość. Dobrze, że ona jedna będzie znała prawdziwą wersje tej historii. Czy to nie powinno mnie od razu od niego odciągnąć? To, że jednym głupim tekstem Justin rozsiał plotki, które będą krążyć i pewnie prześladować mnie do końca roku szkolnego? Ten chłopak to same kłopoty, znamy się oficjalnie od kilku minut, a ja już wylądowałam w kozie dzięki niemu.
* * *

Justin nie jest sławny, nie jest mordercą ani niczym takim. Jest po prostu bezczelnym uczniem zwykłej szkoły. Mam nadzieję, że moje opowiadanie wam się spodoba!

16 komentarzy:

  1. jezusie kocham to omg asdfghjkl mozesz mnie infornowac? ;) @ishipmeandjdb

    OdpowiedzUsuń
  2. zakochalam sie omgg please informuj mnie @clooming

    OdpowiedzUsuń
  3. zakochałam się :D
    czekam na następny.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapowiadani sie super ! Czekam na kolejny ;) Mozesz mnie inf na tt? @mmonia95

    OdpowiedzUsuń
  5. Naprawdę boskie!! Kocham to jak piszesz w 1 osobie.. *____*
    Wielkie gratulacje.. <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Mimo że nie jestem fanką Justina, to opowiadanie bardzo mi się podoba! Znalazłam jeden, kłujący mnie w oczy błąd. Kiedy mówimy o czymś w liczbie mnogiej, to wyraz nie kończy się na "ą" tylko "om" ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jejciuu zakochałam się. <333

    OdpowiedzUsuń
  8. Cudo!!! Proszę informuj mnie o nowych rozdziałach na tt @bluechaplet
    Xxx

    OdpowiedzUsuń
  9. Super <333 gcjtfujrtsujhfysujy *.*

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetne, naprawde :))))

    OdpowiedzUsuń
  11. Możesz mnie informować ??

    mój tt : @stillkidrauhlmy

    OdpowiedzUsuń
  12. zaczęłam dzisiaj czytać <3 i wydaje mi się świetny :********

    OdpowiedzUsuń
  13. Jesteś na prawdę dobra,długie,rozwinięty rodział,duzo opisów,uwielbiam to.

    Jesli masz ochotę to zapraszam do siebie:")
    http://niebezpieczenstwocatjay.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  14. zajebistooośśććć dkfjvdfvd fidbhfdv
    dawaj następne

    OdpowiedzUsuń
  15. omg dopiero pierwszy rozdział a już się zakochałam w tym opowiadaniu <3
    ~ W.

    OdpowiedzUsuń